poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Wspomnienia obozowe wg dh Maćka W.

27 czerwca roku pańskiego 2011 o godz. 22 wyruszyliśmy w stronę Chyciny w celu przeżycia 3-tygodniowej harcerskiej przygody. Podróż była długa i mecząca, nielicznym szczęśliwcom udało się przespać ją całą w spokoju, chociażby na podłodze (Homik), ci którzy nie spali mogli min.  podziwiać uroki Poznania. Pierwsze dni obozu tradycyjnie upłynęły nam na konstruowaniu naszych pryczy i na upiększaniu naszych podobozów.  W tym roku obóz przywdział stylizację morską.  Na placu apelowym górowały 3 maszty, Kasia ułożyła lilijkę  znajdującą się na koło 3-go masztu, kadra w czasie apelu zajmowała miejsce na mostku, należeli do niej: Komendant Obozu- phm. Jacek Pawelec, oboźny- phm Roman Kołodziejski, Instruktor programowy- pwd. Basia Daros, Kwatermistrz- Ćwik Bartek Borowik, Ratownik- Ćwik Sebastian Paul, Instruktor Żeglarstwa- Paweł Więckowski i phm. Jacek Paul jako opiekun 4 RDH i RDHż. Największą atrakcją była powinność wybijania szklanek co pół godziny (dla nie wtajemniczonych – dzwonienie dzwonkiem, niczym kościelny na boże ciało).  W tym roku niestety nasz obóz nie posiadał bramy, zastąpił go uroczy trap, zasada funkcjonowania tego urządzenia dla niektórych pozostała zagadką do końca obozu, a pomysłowość i myśl architektonicznej mogliby pozazdrościć naszej kadrze Chińczycy, w tym czasie opuszczający budowę trasy A2. Na naszym ogrodzeniu powiewała galera, którą pożyczył nam nasz  instruktor Paweł, reszta ozdobiła komendę, która zgodnie z tradycją była jedyną podniesioną konstrukcją na naszym obozie.
Gdy wreszcie zakończyliśmy pionierkę i Flaga Państwowa powiewała już na maszcie (nie bez drobnych problemów technicznych „Do góry”) przystąpiliśmy do zadań programowych. W niedzielę nasz spokój zmąciło przybycie zuchów,  nie było już tak spokojnie,  najmłodsi ciągle dawali o sobie znać.  Jacek Paul, Artur Urbański, Bartosz Borowik, Marcin Pawelec, Jacek Pawelec i Sebastian Paul uczęszczali na zajęcia z żeglarstwa w ramach patentu, którzy wszyscy pomyślnie zdali. Wspominając obóz nie można pominąć naszych posiłków pochodzących z recyklingu, dopiero w tych ciężkich czasach każdy z nas zaczął doceniać domową kuchnię. Ja sam z utęsknieniem wspominałem spalone frytki Mojej siostry, myślę, że nie było na obozie nikogo, kto byłby w 100% zadowolony z jedzenia, mimo to jak przystało na harcerzy nie narzekaliśmy. W czasie zajęć szczepu doskonaliliśmy musztrę, śpiewaliśmy, bawiliśmy się w ciekawe zabawy, min. Siatkówkę balonami wypełnionymi wodą, odbył się także konkurs strzelecki, który wygrała 5 RDH. Drużyna ta wybrała się na wędrówkę, która okazała  się bardzo pechowa, po niemiłej przygodzie z proporcem chłopaków zastała straszna ulewa, wrócili oni jednak szczęśliwie do obozu. Piątka przygotowała także ciekawą grę terenową śladami wielkich odkrywców, w czasie której musieliśmy min. Rozpoznać smak egzotycznych przypraw, znaleźć ukryte sakiewki oraz wykazać się sprytem i tężyzna fizyczną. Homik zorganizował Imprezę Na Orientację dla szczepu, którą wygrała 4 RDH. Nie zabrakło tradycyjnych ślubów, każdy miał okazję świetnie bawić się podczas różnych konkurencji, min. Mycia stóp partnerce i jedzenia potrawy, która sama przyrządziła, a ostatecznie otrzymać ślub z ręki Biskupa Pawła, wcześniej można było wyspowiadać się u Wikarego  Bora i wrzucić na tacę grosika dla brata Filipa. Ceremonię uświetniły swoja obecnością siostry z Żeńskiego Zakonu Woraczy: Iwona i Barbara. Tradycyjnie także odbył się w tym roku chrzest dla osób, które pierwszy raz były na obozie, „Biszkopty” zostały obudzone w trakcie poprzedzającej nocy i  naznaczone na czole, w ciągu dnia przeszli przez wiele trudności, aż w końcu nastał upragniony moment i po pocałowaniu Prozerpiny (Bora) w kolano (nie było owłosione), z łaski Neptuna (Paweł) , obmywali się w jeziorze i dołączyli do naszej obozowej rodziny. Ten sam los spotkał Diabły: Homika, Artura, a także Bora i Marcina.      Kolejna atrakcja był spływ kajakowy, podzieliśmy się na dwie grupy pierwszego dnia pierwsza grupa płynęła, a druga dochodziła do miejsca biwaku, następnego dnia role się odwróciły, niestety nie do końca, z powodu złych warunków pływali bardziej doświadczeni z nas. Nasz instruktor gościł na pokładzie  „Wilczka” wszystkie drużyny, niewątpliwie kąpiel w jeziorze po wyrzuceniu z jachtu pozostanie w pamięci wielu z nas. Odwiedziliśmy muzeum regionalne, ruiny zamku i podziwialiśmy legendarny posąg Chrystusa Króla w Świebodzinie. Jak przystało na harcerzy świetnie bawiliśmy się przy ogniskach, obrzędowych, a także i mniej oficjalnych. W czasie jednego z nich Mućka, Wasyl i ja przystąpiliśmy do zaszczytu złożenia przyrzeczenia harcerskiego. Podpłynęliśmy łódką do miejsca ogniska, gdzie 10 osób przypomniało nam tekst prawa harcerskiego, następnie zapalono 3 stosy, które na tratwach odpłynęły w głąb jeziora. Zdając relację z obozu nie sposób nie wspomnieć częstych śpiewanek pod komendą, przy ognisku i w świetlicy. Hitem obozu był cover utworu J. Kaczmarskiego „Zbroja” w wykonaniu dh. Romka. Nie zabrakło tej piosenki na pożegnalnym, całonocnym ognisku. Potem przyszedł czas na spakowanie się, demontaż pryczy i zakończenie obozu. Wróciliśmy do domów zmęczeni, ale zadowoleni 17 lipca o godz. 6 rano.
Jestem pewien, że pominąłem niektóre, ciekawe wydarzenia z obozu, ale takich przeżyć nie sposób opisać, to trzeba przeżyć.



(po obozowe zdjęcia udajcie się do galerii na szczepową stronę)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz