na koniec tej obszernej fotorelacji z Jamboree 2011 zdjęcia- niedobitki, zawieruszone gdzieś w ferworze hurtowego wrzucania. nie wyobrażam sobie wyjazdu bez mojego (agaty) różowego, niewypasionego aparaciku, który niezłomnie i z zapałem, nawet przy ostatnich tchnieniach baterii, uwiecznia chwile. chwile, które może kiedyś umkną z pamięci, ale na zdjęciu pozostaną na zawsze. zdjęcie ostre, przepalone czy z "palcowymi" defektami nasiąkają naszymi przygodami, zapachem lasów, pól, uczuciem zmęczenia i niemocy w połowie drogi. ileż razy mówiłam, że to mój ostatni rajd, a zawsze wracam znów na szlak. to zmęczenie i ból stóp nie dawały mi myśleć pozytywnie o przebytej drodze. to głusza wokół mnie, szelest liści i ciężkie krople deszczu, które schładzają czoło, wspomnienia pakują mi plecak i pchają na bezdroża. aparat daje mi poczucie władzy nad przyrodą- mogę bezkarnie zamknąć ją w pudełeczku a potem wyświetlać na ekranie komputera .
oglądajcie zdrów:)
pozdrawia Was zwiedzających i strudzonych wędrówką po wirtualnym świecie niepoprawna... no właśnie, kto??